piątek, 16 maja 2014

ROZDZIAŁ 38


Poszłam do łazienki.  Z szuflady wyjęłam moją starą, dobrą przyjaciółkę czyli żyletkę. Przyłożyłam ją do nadgarstka lewego i zaczęłam robić kilka kresek. Krew mi spływała po nadgarstku. W pewnym momencie upadłam na płytki. Louis wszedł do łazienki. Podbiegł do mnie.
-Roberta ogarnij się-oznajmił. Spojrzałam w jego oczy. Zaczął mi obmywać i opatrywać ranę.  Potem zaniósł mnie do mojego pokoju. Wtem dostałam SMS. Spojrzałam od kogo.
Był od Jasmin. Wszedł Louis do pokoju z talerzami z daniami, które zamówiliśmy.
-Zrobiłem kolację-oznajmił
-Tak Louis ty zrobiłeś tą kolację ona nie jest kupiona w barze-oznajmiłam śmiejąc się
-Czy ty sugerujesz,że kłamię?-zapytał też rozbawiony. Podał mi talerz.
-Ależ nie panie Tomlinsonie-nadal się śmiałam. W sumie to nam szybko minął dzień. Ale też długo siedzieliśmy u Simona. Myślę czy zgodzić się i podpisać kontrakt. Może będzie fajnie. Zaczęłam jeść. Louis cały czas się na mnie patrzył. Trochę się czułam niezręcznie. Nie lubię jak ktoś się na mnie patrzy, a w szczególności gdy jem. Nadal myślałam.
-Nad czym tak myślisz?-zapytał biorąc kęs do buzi.
-Czy podpisać kontrakt czy nie-powiedziałam
-To już od ciebie zależy ja cię do niczego zmuszać nie będę-powiedział uśmiechając się przyjaźnie, odwzajemniłam gest. 
-Dziękuję-powiedziałam uśmiechając się
-Za co?-zapytał
-Za to,że jesteś i ,że nie odpuściłeś gdy z tobą zerwałam-oznajmiłam
-A to w ogóle było zerwanie?-zapytał
-W sumie to nie tylko się ostro pokłóciliśmy-powiedziałam. 
-Poczekaj mam coś dla ciebie-odstawił talerz z jedzeniem-zamknij oczy-rozkazał. Posuszenie zamknęłam oczy poczułam jak coś lekkiego i zimnego upada na mój dekolt. Otworzyłam oczy gdy Louis powiedział ''już''. Spojrzałam na szyję. Zobaczyłam naszyjnik, który dostałam od Louisa gdy zapytał się mnie o chodzenie. Marchewkowy dał mi do ręki poprzedni naszyjnik. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. Gdy zjedliśmy Poszłam umyć naczynia. Zeszłam na dół i włożyłam do zmywarki naczynia. Taaaa ja umyję naczynia. Już mnie widzicie przy umywalce jak myję dwa talerze. Gdy wykonałam czynność poszłam do pokoju. Zobaczyłam,że Louisa nie ma. Pewnie poszedł się wyszykować do spania. Usłyszałam,że Louiska telefon dzwoni.  Odebrałam.
-Louis?-zapytał....Zayn? Tak, mam szansę z nim gadać
-Nie Roberta Louis się szykuje do spania-powiedziałam
-To przerwij mu to się szykowanie bo musi być dzisiaj w domu bo jutro mamy od samego rana jechać do studia-tłumaczył
-Ok, Zayn...chcę cię przeprosić-powiedziałam
-Nie chcę tego słyszeć-powiedział dość stanowczo i się rozłączył. Poszłam do łazienki ale do niej nie weszłam.
-Louis?!-krzykłam.
-Wejdź i tak jestem ubrany-powiedział ze śmiechem. Weszłam
-Masz iść do domu bo jutro macie jechać z samego rana do studia-powiedziałam smutna. Odeszłam ale Louis mnie zatrzymał.
To co Roberta wzięła
-Roberta pojedziesz ze mną-powiedział uśmiechając się przyjaźnie. Pewnie myślał,że jestem smutna bo nie będzie go u mnie na noc. Niech sobie tak myśli. Poszłam do pokoju i wzięłam to. Wszystkie inne jeszcze potrzebne rzeczy schowałam w torbę. Poszłam na dół. Zobaczyłam,ze Louis już czeka za mną. Wymusiłam uśmiech i mi to nawet wyszło. Wow brawa dla mnie. Poszliśmy do jego auta. Zamknęłam drzwi i klucze schowałam do torby. Jechaliśmy. Przynajmniej będę mogła z Zaynem pogadać. Czemu jest na mnie zły przecież nic złego nie zrobiłam. Sam Zayn chciał bym się pogodziła z Louisem , a teraz ma pretensje. Czasami nie rozumiem Zayna. Louis mnie wyrwał z zamyśleń.
-Co ty taka zamyślana?-zapytał
-Martwię się o podpisanie kontraktu -skłamałam
-Roberta nie kłam-powiedział patrząc na drogę. CO? Jak? Skąd on wiedział,że kłamię przecież nie wpisałam sobie tego na czole.
-Skąd wiedziałeś,że kłamię?-zaciekawiłam się
-Ma się te sposoby-zaśmiał się. Odwróciłam głowę do szyby.
-Odpowiesz?-nadal nalegał. 
-Nie mogę powiedzieć-oznajmiłam krótko. On już nic nie powiedział. Gdy w końcu dojechaliśmy weszłam do domu i od razu powędrowałam do pokoju Zayna. Nawet nie zapukałam.
-Wytłumacz mi to TERAZ!-założyłam ręce na klatce piersiowej.

                                  <MUZYKA DO MOMENTU>

-Nie będę ci niczego wyjaśniał-oznajmił wstając z łózka. Zamknęłam drzwi na klucz. 
-Gadaj bo nigdzie nie wyjdziemy-powiedział
-Jest jeszcze okno-powiedział kierując się do wypowiedzianego miejsca.
-ZAYN WYTŁUMACZ MI TO BO CIĘ ZATRZYMAM I NIE RADZĘ MNIE WKURZAĆ!!!-ta Roberta bo on cię posłucha. Odwrócił się do mnie i stanął do mnie przodem. 
-Właśnie cię wkurzam. Nie chcę z tobą gadać-powiedział. UGH!... Chłopaki. Podeszłam do niego.
-Gadaj NOW!-wiem,że i tak mnie nie posłucha ale warto zaryzykować.
-Nic ci nie będę mówił-powiedział
-Będziesz-oznajmiłam stanowczo. On  mnie złapał za nadgarstki i popchnął na ścianę. Nadal mnie trzymał za nadgarstki. Okey tak chce się bawić to proszę jego bardzo.
-Ubezpieczyłeś swoje cenne rzeczy?-zapytałam
-Jakie cenne rzeczy?-boże czy tylko Zayn jest nierozumny czy co? Uderzyłam go tam gdzie nie powinnam. Schylił i złapał się za to miejsce.
-Oj nie ubezpieczyłeś ich jaka szkoda-powiedziałam zakrywając usta. Udawałam,że jestem smutna z tego powodu.
-Doigrasz się.-czy on mi grozi.
-Powiedz kiedy mam się zacząć bać-powiedziałam zakładając ręce  na klatce piersiowej.
-Teraz!-krzyknął i przywarł mnie do ściany z całej siły. Jedną ręke przyłożył mi do szyi,że mnie dusił. Usłyszałam walenie w drzwi.
-Zayn jeśli ich nie otworzysz to wyważę drzwi!!-słyszałam Louisa.
-O proszę twój kochany chłopak ale i tak tu nie wejdzie a ty go nie zobaczysz-oznajmił. Boże on chce mnie zabić. Jeśli ktoś tu nie wejdzie to Zayn powiedział prawdę. STOP. Roberta kim ty jesteś? Jakąś laleczką i słabą dziunią czy tą Robertą co się niczego i nikogo nie boi?-mówiło moje drugie ja. Wzięłam się w garść. Z całej siły kopłam sama nie wiem gdzie. Gdy mnie puścił złapałam się za szyję. Podbiegłam do drzwi przekręciłam je gdy chciałam je otworzyć Zayn mnie złapał. Drzwi się otworzyły. Zobaczyłam Louisa. 
-Co tu się dzieje?!-zapytał podenerwowany.
-Sama ze mną zaczęła!-tak Zayn oczywiście zaczęłam z tobą.
-Chciałam z tobą pogadać, a ty od razu na mnie naskoczyłeś!-nie byłam dłużna. Widziałam w Zayna oczach złość.
-Dość jutro o tym pogadamy,a teraz spać!!-nakrzyczał Louis. Spiorunowałam Zayna spojrzeniem. Poszłam do pokoju Louisa. Z torby wyjęłam  rzeczy do spania czyli męski T-shirt, który mi sięgał do połowy ud i bardzo krótkie spodenki, kosmetyczkę. Powędrowałam się wyszykować do spania.  Wyszykowana do spania wyszłam z łazienki. Z dołu usłyszałam głos Demi i ...Victorii? Szybko zbiegłam na dół i przytuliłam je. 
-Victoria co ty tu robisz?-zapytałam zaciekawiona.
- Właśnie wróciłam z Liamem z randki-powiedziała. Akurat zszedł Liam.
-Ty!-pokazałam na Liama palcem-masz nie zranić Victori bo jak  nie to pogadamy inaczej-pogroziłam mu. On złożył ręce jakby się modlił.

-Boże czemu Roberta musi być taka straszna-powiedział patrząc się w górę.
-Straszna to ja się dopiero mogę stać-zaśmiałam się Zszedł Zayn. Spiorunowałam go wzrokiem. Gdy szłam trąciłam go w ramię. 
-A ty co jakaś księżniczka,że muszę ci się zsuwać z przejścia?!-rzucił w moją stronę.
-Jak nie masz nic mądrego do powodzenia to nic nie mów bo tylko marnujesz powietrze-odgryzłam mu się i poszłam na górę. Weszłam do pokoju. Boże co za z niego debil. Mam ochotę go zabić. Położyłam się na łóżku. Po chwili wszedł Louis nawet nie zauważyłam,że go nie ma. 
-Co ty taka jesteś?-zapytał z troska.
-Nie chcę o tym gadać-powiedziałam oschle. On tylko podszedł do mnie i ukucnął na przeciwko mnie.
-Mi nie powiesz?-zapytał próbując jednocześnie mnie rozśmieszyć.
-Nie mam ochoty na żarty-powiedziałam krótko. 
-No okey skoro nie chcesz to nie-powiedział wstając i idąc na drugą stronę łózka. Położył się i zaczął mnie gilgotać.
-Lou...przestań...nie...mam...ochoty...na...żarty...-wypowiedziałam przez śmiech. Szybko wstałam. Poszłam na parapet. Zaczęłam się patrzeć na gwiazdy.
-Kotku przepraszam-powiedział siadając na przeciwko mnie
-Louis zrozum,że nie mam ochoty na żarty powiedziałam patrząc na niego z zaszklonymi oczami. Tak wiem to głupie. Płakać za to,że się pokłóciłaś ostro ze swoim przyjacielem. Dla mnie on był jak brat starszy jemu mogłam zaufać.
-Louis nie obraź się ale ja pójdę spać na kanapie-powiedziałam wstając.
-Spoko tylko stań przede mną-rozkazał pokazując palcem bym tak stanęła. Podeszłam do niego i zaczął mnie przeszukiwać. Pewnie szukał żyletki albo czegoś ostrego. Gdy mnie już 'obmacał' pozwolił mi już iść. Po drodze zabrałam mu kołdrę. Okryłam się nią. Zeszłam na dół i położyłam się wygodnie na kanapie. Zamknełam oczy i zaczęłam śpiewać.
Un poco de ti me basta hasta para despertar
de la realidad,porque nada se acerca a lo que tú me das.Un poco de mí, déjate llevar,sin cesar, sin mirar que hay un mundo detrás.
-El mundo detrás… - usłyszałam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz