W brzuchu mi wirowało. Przeokropnie się boję. Sama nawet nie wiem czego się boję. Może tego,że mogę mnie hejtować albo mnie znienawidzić i nie stnanę się sławna albo będę sławna ze względu na Louis'a? W końcu dojechaliśmy. Weszliśmy do holu jakieś dziewczyny witały się z Lou. Dotarliśmy do windy. Weszliśmy do windy. Boże jak ja się boję wind. Przysunęłam się do Louis'a. Zacisnęłam jego dłoń. Winda ruszyła,a ja się wtuliłam w jego tors.
-Co ci jest Roberta?-zapytał z troską.
-Boję się jeździć windą-oznajmiłam
-A jak pierwszy raz jechaliśmy to tak nie zareagowałaś-oznajmił
-No może dlatego bo byłam nadal na ciebie wkurzona-powiedziałam unosząc głowę. On się uśmiechnął. Ja za to przewróciłam oczami. W końcu winda się zatrzymała. Wysiedliśmy i zaczęliśmy się kierować w stronę drzwi, które po otwarciu ukazują mojego za kilka minut producenta. Ścisnęłam mocniej rękę Louis'a.
-Spokojnie nie masz się czego bać-pocieszył mnie. Weszliśmy do pomieszczenia. Gdy Simon mnie ujrzał od razu wstał.
-Już nie mogłem się doczekać-oznajmił wyciągając do mnie dłoń,a ja ją uścisnęłam
-No ja też-odwróciłam głowę i powiedziałam to z ironicznym śmiechem. Usiedliśmy na krzesłach,a Simon za biurkiem. Podał mi jakieś papiery. Po chwili przysunął długopis. Zaczęłam uważnie czytać. Gdy skończyłam czytać swoją "lekturę" wzięłam długopis do reki.
-Tylko stawiam teraz ja dwa warunki-powiedziałam
-Jakie to są warunki?-zapytał
-Nie będę zakładać ciuchów takich jakich nie chcę i nie będę w żadnych teledyskach całować się z obcymi kolesiami ,ani rozbierać...-ucięłam
-Okey zgadzam się
-I...-chciałam powiedzieć ale mi przerwał mi Simon
-Miały być dwa warunki-oznajmił
-O to tu umiesz liczyć? Bravo-BOMBA! Przez ten stres stałam się wkurzająca i zaczęłam pyskować.
-Wiesz,ze jestem przyzwyczajony do takich odzywek?-zapytał ze złośliwym uśmieszkiem
-Dobra mniejsza.... Chodzi o to,że nie chcę pracować w święta i jak są czyjeś z moich znajomych urodziny czy imieniny-oznajmiłam stanowczo. Simon pokiwał głową, a ja do ręki wzięłam długopis. Podpisałam... Nie wiem czy dobrze zrobiłam ale mniejsza ważne,ze będę pracować z tym samym kolesiem co pracuje Lou.
-No to tak Lou pomożesz swojej dziewczynie się spakować bo za niedługo czyli jutro lecimy na premierę jakiegoś filmu.-powiedział,a Lou się rozciągnął
-Serio musimy?-zapytał rozciągając się
-Tym razem się nie nabiorę,że za dużo zjadłeś marchewek i cię nogi i ręce bolą-oznajmił Simon. CO?! On się na to nabrał?! Zaraz,zaraz pakować? Jutro? Premiera filmu?! Kurde stop bo nie nadążam
-STOP! Jak to jutro wyjeżdżamy?!-zaniepokiłam się
-O właśnie wyjeżdżamy na tydzień-dodał. Spiorunowałam go spojrzeniem.
-*-
W tym momencie się pakuję do wyjazdu. Jasmin mi pomaga bo pan "Nie chce mi się" woli sobie poleżeć i posiedzieć na tt. Ugh!....
-Serio musisz wyjeżdżać?-zapytała Jas
-Niestety..-spakowałam ostatni ciuch. Spojrzałam na Lou on spał. Z podłogi wzięłam jaśka i rzuciłam w niego on szybko usiadł i udawał,ze jest ninja. Zaczęłam się z Jas śmiać. Potem chyba ja miałam dostać,a dostała Jasmin poduszką i tak się rozpoczęła bitwa na poduszki. Gdy już skończyliśmy się nawalać poszłam na dół. Postanowiłam jechać do rodziców i się z nimi pożegnać. Z dołu krzykłam:" Jadę do rodziców jedziecie ze mną?!". Nie minęły 2 sekundy,a oni już byli koło mnie. Wzięłam klucze od auta Louis'a i poszliśmy do pojazdu, którym ja będę prowadzić. Gdy dojechaliśmy Jas i Lou zaczęli się ścigać kto pierwszy wbiegnie do domu. Efekt by;l taki,że oboje uderzyli w drzwi. Podeszłam i otworzyłam drzwi. jedną nogą ominęłam ich,a gdy drugą chciałam wsiąść ktoś mnie złapał za nogę i upadłam. Spojrzałam kto to był i okazało się,ze to oni oboje.Ugh!... z nimi to jak z dziećmi.
-Co wy robicie na ziemi?-zapytała mama
-Za długo by opowiadać-wstałam i podeszłam do mamy.
-Jutro wyjeżdżam z chłopakami na premierę filmu nie będzie mnie tydzień-oznajmiłam,a mama mnie uścisnęła. Potem poszliśmy do salonu. Jasmin zaczęła wariować z Lou.
-jak ty z nimi wytrzymujesz?-zapytał tata
-Mam na nich sposoby-powiedziałam
-A jakie? Możesz nam zdradzić?-zapytała mama. Wstałam i poszłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam małą butelkę soku pomarańczowego i dwie marchewki. Marchewki obrałam. Do ręki wzięłam przyszykowane rzeczy i poszłam do salonu.
-Mam marchewki i sok pomarańczowy-oznajmiłam spokojnie. To nic nie dało.
-Wiec tak się bawicie-uśmeichnełam się łobuzersko
-Ale dobra marcheweczka,a ten sok jeszcze lepszy-po chwili zostałam staranowana przez dwójkę dużych dzieci. Gdy się na nich spojrzałam siedzieli grzecznie i jedli,a niektórzy pili.
-*-<Muzyczka do momenciku>
Dzień wyjazdu. Nie będę widziała dziewczyn Jasmin i rodziców. A co najgorsze Zayn też będzie ze mną. Jak ja nie wytrzymam bez mówienia do niego. Mam ochotę podejść do niego i mu powiedzieć:"Hej, co tam u ciebie? Ładna pogoda czyż nie? Tak sobie myślałam i chciałabym byś znowu został moim przyjacielem". Ale tak nie mogę. Czemu? Bo się boje. Boję się moich uczuć. Jestem małą dziewczynką, która boi się dosłownie każdego. Idę teraz do domu chłopaków,a mi toważyszy nie Lou,a Harry. Mam ochotę powiedzieć Harr'emu o tym co teraz jest pomiędzy mną ,a Zayn'em ale nie powiem bo się boję. Boję się, boję się, boję się i jeszcze raz boję się!!!! Nie no może jeszcze dojedzie do tego zaciesz,że nie mam przyjaciela i zamiast się bać będę się cieszyć. Jak to by się stało to już po mnie. Chyba rzucę się z mostu.
-Co ty taka smutna?-zapytał
-Nie ważne-machnęłam ręką. On się zatrzymał i stanął prze de mną. Spuściłam głowe by nie mógł widzieć moich oczu. Bo przeważnie ktoś wyczytuje co czuję z moich oczu. Wyminęłam go choć jeszcze nie zadał pytania,ani nic. Chciałam by w końcu sobie odpuścił ale to nie nastąpiło.
-Chodzi o Zayn'a i to,ze on nie chce się z tobą przyjaźnić?-zapytał. Znieruchomiałam. Skąd on to wiedział? Znów ruszyłam ciągnąc za sobą walizkę. Czułam,zę łzy mi się cisną do oczu. Szłam nawet szybko i nim się obejrzałam byłam przy domu chłopaków. Weszłam i w salonie postawiłam walizkę. Powędrowałam do pokoju Louis'a. On mnie chociaż nie będzie wypytywał gdy powiem,ze "nie ważne". Na schodach na kogoś wpadłam. Straciłam równowagę i prawie bym się przewróciła ale ten ktoś mnie złapał za nadgarstek i pociągnął do siebie. Spojrzałam kto to...
-Co ci jest Roberta?-zapytał z troską.
-Boję się jeździć windą-oznajmiłam
-A jak pierwszy raz jechaliśmy to tak nie zareagowałaś-oznajmił
-No może dlatego bo byłam nadal na ciebie wkurzona-powiedziałam unosząc głowę. On się uśmiechnął. Ja za to przewróciłam oczami. W końcu winda się zatrzymała. Wysiedliśmy i zaczęliśmy się kierować w stronę drzwi, które po otwarciu ukazują mojego za kilka minut producenta. Ścisnęłam mocniej rękę Louis'a.
-Spokojnie nie masz się czego bać-pocieszył mnie. Weszliśmy do pomieszczenia. Gdy Simon mnie ujrzał od razu wstał.
-Już nie mogłem się doczekać-oznajmił wyciągając do mnie dłoń,a ja ją uścisnęłam
-No ja też-odwróciłam głowę i powiedziałam to z ironicznym śmiechem. Usiedliśmy na krzesłach,a Simon za biurkiem. Podał mi jakieś papiery. Po chwili przysunął długopis. Zaczęłam uważnie czytać. Gdy skończyłam czytać swoją "lekturę" wzięłam długopis do reki.
-Tylko stawiam teraz ja dwa warunki-powiedziałam
-Jakie to są warunki?-zapytał
-Nie będę zakładać ciuchów takich jakich nie chcę i nie będę w żadnych teledyskach całować się z obcymi kolesiami ,ani rozbierać...-ucięłam
-Okey zgadzam się
-I...-chciałam powiedzieć ale mi przerwał mi Simon
-Miały być dwa warunki-oznajmił
-O to tu umiesz liczyć? Bravo-BOMBA! Przez ten stres stałam się wkurzająca i zaczęłam pyskować.
-Wiesz,ze jestem przyzwyczajony do takich odzywek?-zapytał ze złośliwym uśmieszkiem
-Dobra mniejsza.... Chodzi o to,że nie chcę pracować w święta i jak są czyjeś z moich znajomych urodziny czy imieniny-oznajmiłam stanowczo. Simon pokiwał głową, a ja do ręki wzięłam długopis. Podpisałam... Nie wiem czy dobrze zrobiłam ale mniejsza ważne,ze będę pracować z tym samym kolesiem co pracuje Lou.
-No to tak Lou pomożesz swojej dziewczynie się spakować bo za niedługo czyli jutro lecimy na premierę jakiegoś filmu.-powiedział,a Lou się rozciągnął
-Serio musimy?-zapytał rozciągając się
-Tym razem się nie nabiorę,że za dużo zjadłeś marchewek i cię nogi i ręce bolą-oznajmił Simon. CO?! On się na to nabrał?! Zaraz,zaraz pakować? Jutro? Premiera filmu?! Kurde stop bo nie nadążam
-STOP! Jak to jutro wyjeżdżamy?!-zaniepokiłam się
-O właśnie wyjeżdżamy na tydzień-dodał. Spiorunowałam go spojrzeniem.
-*-
W tym momencie się pakuję do wyjazdu. Jasmin mi pomaga bo pan "Nie chce mi się" woli sobie poleżeć i posiedzieć na tt. Ugh!....
-Serio musisz wyjeżdżać?-zapytała Jas
-Niestety..-spakowałam ostatni ciuch. Spojrzałam na Lou on spał. Z podłogi wzięłam jaśka i rzuciłam w niego on szybko usiadł i udawał,ze jest ninja. Zaczęłam się z Jas śmiać. Potem chyba ja miałam dostać,a dostała Jasmin poduszką i tak się rozpoczęła bitwa na poduszki. Gdy już skończyliśmy się nawalać poszłam na dół. Postanowiłam jechać do rodziców i się z nimi pożegnać. Z dołu krzykłam:" Jadę do rodziców jedziecie ze mną?!". Nie minęły 2 sekundy,a oni już byli koło mnie. Wzięłam klucze od auta Louis'a i poszliśmy do pojazdu, którym ja będę prowadzić. Gdy dojechaliśmy Jas i Lou zaczęli się ścigać kto pierwszy wbiegnie do domu. Efekt by;l taki,że oboje uderzyli w drzwi. Podeszłam i otworzyłam drzwi. jedną nogą ominęłam ich,a gdy drugą chciałam wsiąść ktoś mnie złapał za nogę i upadłam. Spojrzałam kto to był i okazało się,ze to oni oboje.Ugh!... z nimi to jak z dziećmi.
-Co wy robicie na ziemi?-zapytała mama
-Za długo by opowiadać-wstałam i podeszłam do mamy.
-Jutro wyjeżdżam z chłopakami na premierę filmu nie będzie mnie tydzień-oznajmiłam,a mama mnie uścisnęła. Potem poszliśmy do salonu. Jasmin zaczęła wariować z Lou.
-jak ty z nimi wytrzymujesz?-zapytał tata
-Mam na nich sposoby-powiedziałam
-A jakie? Możesz nam zdradzić?-zapytała mama. Wstałam i poszłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam małą butelkę soku pomarańczowego i dwie marchewki. Marchewki obrałam. Do ręki wzięłam przyszykowane rzeczy i poszłam do salonu.
-Mam marchewki i sok pomarańczowy-oznajmiłam spokojnie. To nic nie dało.
-Wiec tak się bawicie-uśmeichnełam się łobuzersko
-Ale dobra marcheweczka,a ten sok jeszcze lepszy-po chwili zostałam staranowana przez dwójkę dużych dzieci. Gdy się na nich spojrzałam siedzieli grzecznie i jedli,a niektórzy pili.
-*-<Muzyczka do momenciku>
Dzień wyjazdu. Nie będę widziała dziewczyn Jasmin i rodziców. A co najgorsze Zayn też będzie ze mną. Jak ja nie wytrzymam bez mówienia do niego. Mam ochotę podejść do niego i mu powiedzieć:"Hej, co tam u ciebie? Ładna pogoda czyż nie? Tak sobie myślałam i chciałabym byś znowu został moim przyjacielem". Ale tak nie mogę. Czemu? Bo się boje. Boję się moich uczuć. Jestem małą dziewczynką, która boi się dosłownie każdego. Idę teraz do domu chłopaków,a mi toważyszy nie Lou,a Harry. Mam ochotę powiedzieć Harr'emu o tym co teraz jest pomiędzy mną ,a Zayn'em ale nie powiem bo się boję. Boję się, boję się, boję się i jeszcze raz boję się!!!! Nie no może jeszcze dojedzie do tego zaciesz,że nie mam przyjaciela i zamiast się bać będę się cieszyć. Jak to by się stało to już po mnie. Chyba rzucę się z mostu.
-Co ty taka smutna?-zapytał
-Nie ważne-machnęłam ręką. On się zatrzymał i stanął prze de mną. Spuściłam głowe by nie mógł widzieć moich oczu. Bo przeważnie ktoś wyczytuje co czuję z moich oczu. Wyminęłam go choć jeszcze nie zadał pytania,ani nic. Chciałam by w końcu sobie odpuścił ale to nie nastąpiło.
-Chodzi o Zayn'a i to,ze on nie chce się z tobą przyjaźnić?-zapytał. Znieruchomiałam. Skąd on to wiedział? Znów ruszyłam ciągnąc za sobą walizkę. Czułam,zę łzy mi się cisną do oczu. Szłam nawet szybko i nim się obejrzałam byłam przy domu chłopaków. Weszłam i w salonie postawiłam walizkę. Powędrowałam do pokoju Louis'a. On mnie chociaż nie będzie wypytywał gdy powiem,ze "nie ważne". Na schodach na kogoś wpadłam. Straciłam równowagę i prawie bym się przewróciła ale ten ktoś mnie złapał za nadgarstek i pociągnął do siebie. Spojrzałam kto to...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz